Idea kupienia małego aparatu chodziła za mną już od dawna. Niestety w cyfrowych czasach ciężko znaleźć coś co łączyłoby rozsądną cenę z rozsądną jakością. Im większa matryca i lepsze szkło tym cena rośnie. Często nieproporcjonalnie. Poszukiwania w internecie też nie pomagają. Tysiąc ludzi, tysiąc opinii, tysiąc propozycji. Mętlik w głowie powstaje, że hej. W którymś momencie aż chce się powiedzieć: “Pieprzyć to” i pozostać przy obecnym zestawie. Jednak po kolejnym spacerze z cyfrową lustrzanką i solidnym obiektywem ramię mówi: “Szukaj dalej, to dla naszego wspólnego dobra”. Więc szukam.
Jak skończyłem z kserokopiarką?
No cóż. Wszystkie aparaty, które chciałem mieć przerastały moje możliwości finansowe. Sony RX100, Fuji X-Pro1 czy EX–1, a nawet X100. Powiedziałem sobie, że próg cenowy, którego nie przekroczę to 2000 zł. W tej cenie chcę mieć dobry aparat, z jasnym stałoogniskowym obiektywem i wyglądem, który nie będzie odstraszał (co poradzić, lubię pracować na sprzęcie, który mi się podoba). Ah, miał być też mały ale bez przesady. Zacząłem rozważać Nikony z serii 1, Panasonic’a Lumix’a (LX–7) i Fuji X10 (te dwa ostatnie to zoomy). Zerkałem też co ma do zaoferowania Sony i Olympus ale jakoś nic nie mogło mnie przekonać. Część z nich była zbyt droga ale w większości przypadków miałem wrażenie, że więcej tam bajerów i marketingowego bełkotu niż faktycznej fotografii. Wertując sklepy online natrafiłem na aparaty Ricoha i… coś we mnie drgnęło patrząc na serię GR. Poszperałem nieco w sieci na jego temat i zaciekawiło mnie, że większość użytkowników wypowiada się bardzo pozytywnie. Oczywiście brałem pod uwagę, że dużo osób chwali to na czym pracuje ale gdy kolejna osoba pisze, że to jej któryś z kolei Ricoh daje to pewien pogląd na sprawę. Przykładowe zdjęcia, które widziałem w sieci też sprawiały dobre wrażenie. Do tego szybki AF, masa opcji, solidna obudowa. Coś zaczynało kiełkować. Pozostawiłem sobie do wyboru dwa aparaty. Fuji X10 mimo, że zoom, wygląda obłędnie ma optyczny wizjer i dobrą jakość zdjęć ale nie byłem przekonany co do prędkości autofocus’a. Podobno z najnowszym firmware’em jest ok ale pewności nie miałem. Drugim był właśnie Ricoh GR Digital IV (albo GRD IV jak niektórzy piszą) - mniejszy niż X10, na prędkość AF nikt nie narzekał, jakość zdjęć również dobra. Wygląd może nie tak fajny jak w przypadku Fuji ale mogło być gorzej. Brak OVF trochę mi przeszkadzał (chociaż zawsze można dokupić zewnętrzny, montowany w gorącej stopce), postanowiłem jednak dać mu szansę i zamówić właśnie ten. Może przekonały mnie opinie przeczytane w sieci, może chęć posiadania czegoś nietypowego a może obie z tych rzeczy.
Rozpudełkowanie
Gdy paczka w końcu dotarła i wyjąłem to maleństwo z pudełka dotarło do mnie jak mały jest ten aparat, odrobinę mniejszy niż iPhone (poza grubością oczywiście). Od początku jednak pozytywnie zaskakuje solidnością wykonania zarówno jeśli chodzi o korpus ze stopu magnezu jak i wygodę z użytkowania. Nawet taka pierdoła jak kółko zmiany trybów pracy aparatu ma blokadę aby nie dokonać przypadkowej zmiany. Oczywiście pierwszą rzeczą jaką należy zrobić przed przeczytaniem instrukcji to zrobienie kilku zdjęć testowych. Włączam więc aparat i po ok 3 sekundach jest on gotowy do pracy. Całkiem szybko zważywszy, że obiektyw musi się wysunąć. Ekran LCD sprawia dobre wrażenie, jest czytelny co istotnym jest biorąc pod uwagę, że posłuży nam jako namiastka wizjera. Jest też dość mocno konfigurowalny jeśli chodzi o informację, które mają się na nim znaleźć. Ok, wciskam do połowy spust migawki, autofocus reaguje momentalnie. Cholera, myślę sobie, szczęście początkującego. Omiatam pokój łapiąc ostrość gdzie popadnie i AF nadal bez pudła, a pokój mój do najjaśniejszych nie należy. Skoro jest tak dobrze to zostawmy w spokoju instrukcję i zajrzyjmy do Menu. Tutaj rozpoczyna się małe szaleństwo. Liczba opcji jest niesamowicie duża, jednak na tyle sensownie poukładana, że ciężko się zgubić. Gdy czytałem recenzję dużo osób zwracało uwagę na zawartość Menu pisząc, że projektowały je osoby, które faktycznie fotografują. Coś w tym jest. Trudno się zgubić w gąszczu ustawień. To co mnie zachwyciło to ogromna możliwość konfiguracji guzików na tylnej obudowie. Praktycznie większość z nich można ustawić pod swoje potrzeby. Duży plus i ogromna wygoda dla fotografa. Ponieważ bateria daje znać, że pora na karmienie wyłączam aparat i pojawia się kolejna mała rzecz, która cieszy - licznik zdjęć wykonanych w dniu dzisiejszym. Bateria ląduje w ładowarce a ja przez ten czas wertuję instrukcję nie mogąc się doczekać następnego dnia, gdy zabiorę aparat w teren.
Pierwszy tydzień z Ricohem GR Digital IV
Następnego dnia mały Ricoh bez problemu ląduje w kieszeni kurtki i jedzie ze mną do pracy. Gdy wysiadam z metra i włączam go mam wrażenie, że i tak pozostaje niewidzialny, schowany za moim wielkim łapskiem. Pierwsze dni to tak naprawdę zapoznanie się z ogniskową (28 mm to jednak dość specyficzne spojrzenie na świat), z ustawieniami (jaki typ autofocusa będzie najlepszy, czy wprowadzać korektę ekspozycji na stałe, jaki pomiar światła itp). Próbuję też zapanować nad świetną funkcją Full Press Snap - ustawiamy na sztywno odległość ostrzenia (kilka wariantów, w tym Auto) i w momencie pełnego naciśnięcia spustu migawki aparat momentalnie ostrzy na tą odległość. Cholernie wygodna sprawa, zwłaszcza gdy trzeba zareagować momentalnie. Przez tych 7 dni udało mi się już nieco poznać GRD IV. Zrobiliśmy wspólnie kilka kilometrów, skonfigurowałem przyciski na aparacie “pod siebie”. Nadal przyzwyczajam się do ogniskowej i do maleńkości aparatu ale jest coraz lepiej. Dogadujemy się i to najważniejsze (chociaż ciągle nie wiem, który tryb pracy AF wolę - Multi czy Spot). Wirtualna poziomica jest przydatna przy robieniu zdjęć krajobrazu czy architektury. Od razu przyznam się, że nie sprawdzałem (świadomie ;)) jak sprawuje się stabilizacja obrazu. Nie korzystałem też z presetów kolorystycznych ponieważ od razu ustawiłem aparat aby zapisywał tylko pliki RAW. Nie skorzystałem zapewne z masy rzeczy, które oferuje ten aparat (zwłaszcza z kręcenia filmików ale kto by z tego korzystał, rozdzielczość VGA w tych czasach?) ponieważ nie miałem potrzeby. Po tygodniu użytkowania GRD IV daje mi to czego potrzebowałem - dobrą jakość zdjęć zamkniętą w małym korpusie, który można wsadzić do kieszeni. Postaram się opisać wrażenia po miesiącu użytkowania. Może będę miał więcej przemyśleń, które nie zdążyły jeszcze się pojawić po paru dniach z Ricohem.