Fotografia, Kawa Bartek Fotografia, Kawa Bartek

Warsaw Barista Challenge - edycja druga

Zgodnie z obietnicą pod koniec sierpnia w kawiarni Forum miała miejsce, druga już, edycja Warsaw Barista Challenge. Tak jak za pierwszym razem było mega w każdej kategorii (a może nawet lepiej).

W tej edycji bariści mieli za zadanie przygotować kawę w totalnie oldskulowy sposób. Wiecie, słoik Nescafe, wrzątek, mleko w proszku...
Tak serio to zgadza się tylko oldskul, a przygotować mieli oni, Ci bariści, espresso. Cały trik polegał na tym, że nie znali ziaren (wypalonych przez Coffeelab), nie mieli do dyspozycji wagi (waga dobra rzecz, trzeba przywiązywać wagę do posiadania wagi) i na przygotowanie kawy, która porwie sędziów, mieli tylko 8 minut.

Wewnątrz wpisu kilka zdjęć. Kilka tylko bo jakoś szybko zrobiło się ciemno... i w ogóle. Ale lepszy rydz niż nic (chyba).

Zgodnie z obietnicą pod koniec sierpnia w kawiarni Forum miała miejsce, druga już, edycja Warsaw Barista Challenge. Tak jak za pierwszym razem było mega w każdej kategorii (a może nawet lepiej).

W tej edycji bariści mieli za zadanie przygotować kawę w totalnie oldskulowy sposób. Wiecie, słoik Nescafe, wrzątek, mleko w proszku...
Tak serio to zgadza się tylko oldskul, a przygotować mieli oni, Ci bariści, espresso. Cały trik polegał na tym, że nie znali ziaren (wypalonych przez Coffeelab), nie mieli do dyspozycji wagi (waga dobra rzecz, trzeba przywiązywać wagę do posiadania wagi) i na przygotowanie kawy, która porwie sędziów, mieli tylko 8 minut.

Poniżej kilka zdjęć. Kilka tylko bo jakoś szybko zrobiło się ciemno... i w ogóle. Ale lepszy rydz niż nic (chyba) więc lecimy:

Jak mały bonus straszny time lapse z jednego z występów (ała).

Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Spacerro grudniowe - śliskość i mokrość

Ostatnie w tym roku Spacerro mało miało ze świątecznej atmosfery. Nie zrozumcie mnie źle - wszędzie kolędy, Mikołajowie, zachęcający do wstąpienia na pieroga, świąteczne dekoracje, wszystko to, z czym kojarzyć powinny się Święta w amerykańskim filmie. Dla mnie jednak klimat grudniowego podekscytowania to przede wszystkim śnieg. Biały puch, skrzypiący pod nogami, przyklejający się do butów. Dzieciaki, lepiące bałwana… Ale ja nie o tym miałem...

codziennik-20121216-3.jpg

Ostatnie w tym roku Spacerro mało miało ze świątecznej atmosfery. Nie zrozumcie mnie źle - wszędzie kolędy, Mikołajowie, zachęcający do wstąpienia na pieroga, świąteczne dekoracje, wszystko to, z czym kojarzyć powinny się Święta w amerykańskim filmie. Dla mnie jednak klimat grudniowego podekscytowania to przede wszystkim śnieg. Biały puch, skrzypiący pod nogami, przyklejający się do butów. Dzieciaki, lepiące bałwana… Ale ja nie o tym miałem. Świąteczne Spacerro, mimo pluchy, śliskich chodników i dominującej wokół szarości, było całkiem udane. Przyczyniło się do tego zarówno towarzystwo kawowych pielgrzymów, jak i - a w zasadzie przede wszystkim - kawa, którą się raczyliśmy. Gdzie ten proceder smakowy uprawialiśmy? Ano tu:

Leniviec (ul. Poznańska 7)

Wypełniony po brzegi Leniviec sprawił, że espresso smakowaliśmy w stylu włoskim - na stojąco. ;) W sumie, po co siadać, skoro pochłania się je na dwa łyki. ;) Kawa w smaku bardzo miła, w gardło drapała goryczką gorzkiej czekolady, ale miała też mocno zaakcentowane nuty cytrusowe, stanowiące miłe dopełnienie. Body wodniste, ale crema ładna, orzechowa.

Loft (ul. Złota 11)

Takie filiżanki do espresso to nowość :)

Kiedyś był tu optyk, teraz jest kawiarnia i to spora. Osobiście wolę takie małe, przytulne kawiarenki. Loft jednak nie jest zły, zwłaszcza na piętrze, gdzie również jest, całkiem niczego sobie, taras (nie testowaliśmy w taką pogodę ;)) i robi się przytulniej. Przyznam się, że nie spodziewałem się szału, zwłaszcza gdy dostaliśmy kawę w filiżankach od latte, brandowanych logiem Kofi Brand. Nie przepadam za ziarnami z tej palarni. Wizualnie kawa też nie zachwycała. Crema znikoma, ciemna, mało przyjemnie prezentująca się w ogromnej filiżance. Ale pierwszy siorb był kompletnym zaskoczeniem. Marcepanowa słodycz z nutką pomarańczy zagrała na podniebieniu w sposób mistrzowski. Przestała się liczyć duża porcelana i logo palarni. Był tylko ten smak. Naprawdę warto tu zajrzeć, bo jest to jedna z najlepszych mieszanek, jaką ostatnio piłem. W dodatku zaserwowana z maestrią (tylko w nieco zbyt dużej filiżance ;)).

Cafe Vincent (ul. Nowy Świat 64)

Mała, ale klimatyczna kawiarnio-piekarnia, przycupnięta w bramie Nowego Światu, robi miłe wrażenie. Zwłaszcza gdy już od wejścia w nos uderzają zapachy świeżego chleba. Robi się tak jakoś błogo na duszy. Gorzej natomiast robi się po pierwszym łyku kawy. Jest mocno za mocna. To już nie goryczka, jaka była w Lenivcu, tylko gorycz. W dodatku, mam wrażenie, espresso parzone jest z nieco zwietrzałych ziaren, co też nie pomaga. Może takie było zamierzenie. O szóstej rano łyk takiej kawy może być jak strzał na odlew - pobudzający, ale zostawiający niemiłe wspomnienia.

By The Way (ul. Lipowa 7A)

Przyjemnie wyglądająca, restauracja w zasadzie, ale z zachęcającym ekspresem, więc dlaczego by nie spróbować kawy (chociaż menu na ścianie kusi też by zostać na jakiś posiłek ;). Espresso smakuje orzechem laskowym i cytrusami, jednak kwaskowatość - na mój gust - jest nieco zbyt duża. Zbytnio dominuje i, mimo iż lubię owocowość, jakoś w tym przypadku mi nie przypasowała.

Zanim przejdę do podsumowania, jeszcze jedna rzecz, która mi przyszła do głowy, zarówno po ostatnim, jak i po wcześniejszych podróżach po kawiarniach. Zastanawia mnie to zdziwienie, gdy kilka osób zamawia espresso, wypija je i znika. Wydawało mi się, że to najnormalniejsza rzecz pod słońcem dla kawiarni. Może faktycznie standardem jest gość, który zamówił kawę i siedzi 3 godziny stukając na tablecie czy laptopie, bo dorwał się do darmowego WiFi, ale chyba to zły standard. Potrafię zrozumieć jeszcze kawiarnio-restauracje, które bardziej skupiają się na jedzeniu, ale te spojrzenia zniesmaczone “przyszli, wypili i poszli” w tych wszystkich miejscach z dopiskiem Cafe są dla mnie niezrozumiałe. Oczywiście, może jestem przewrażliwiony i coś sobie ubzdurałem, ale tak czy siak, nie denerwujcie się na tych, co chcą po prostu napić się espresso i pójść dalej. ;) A teraz do podsumowania:

  1. Loft - zdecydowanie najsmaczniej, w dodatku zaskakująco. Mają też dobrą wodę i interesujący cukier do czytania. ;)
  2. Leniviec - dobre espresso o przyjemnym smaku. Neutralne, ale smaczne.
  3. By the way - w sumie, jak w Lenivcu, ale ta mocna kwaskowatość jest zbyt dominująca.
  4. Cafe Vincent - lubię mocne kawy, ale to był dynamit i to w dodatku bez smaku.
Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Październikowe Spacerro Kawowe - śniegpresso

Koniec października zafundował iście zimową pogodę, jak by spłatać chciał nam figla i nie dopuścić do kolejnego Spacerro. Twardym jednak trzeba być więc ubrawszy się cieplej niż podczas poprzedniego spaceru stawiliśmy dzielnie czoła niesprzyjającym warunkom atmosferycznym, smakując to co mają do zaoferowania kawiarnie na Żoliborzu (który akurat dziś nie pachniał jak Montego Bay). Według mapy mieliśmy uwinąć się szybko - trzy kawiarnie położone blisko siebie, ostatnia nieco dalej...

fawory.jpg

Koniec października zafundował iście zimową pogodę, jak by spłatać chciał nam figla i nie dopuścić do kolejnego Spacerro. Twardym jednak trzeba być więc ubrawszy się cieplej niż podczas poprzedniego spaceru stawiliśmy dzielnie czoła niesprzyjającym warunkom atmosferycznym, smakując to co mają do zaoferowania kawiarnie na Żoliborzu (który akurat dziś nie pachniał jak Montego Bay). Według mapy mieliśmy uwinąć się szybko - trzy kawiarnie położone blisko siebie, ostatnia nieco dalej. Ciężko jednak wstać z ciepłego fotela i udać się do następnego lokalu patrząc na to, co dzieje się za oknem. Przezwyciężając jednak własne słabości wstawaliśmy, szliśmy i piliśmy w:

Secret Life Cafe (Słowackiego 15/19)

to urocza kawiarnia w malowniczej lokalizacji, niedaleko teatru Komedia. Niespodziewanie spotkaliśmy tam przemiłą baristkę z nieistniejącego już 5,29 więc zaczęło się fajnie. Ziarna, niestety, z Kofi Brandu, który mi totalnie nie podchodzi ale nie uprzedzajmy faktów. Espresso dostaliśmy z miłą orzechową kremą. Body wodniste ale w smaku przyjemna czekolada, orzechy i kwaskowate nuty pod koniec. Smacznie ale bez fajerwerków. Taki chyba urok Kofi.

Art Cafe (Mickiewicza 27)

znajduje się w “zagłębiu” restauracyjnym Pl. Wilsona (kanapkarnia, kebabiarnia, druga kawiarnia). Miejsce jest fajne, przez duże okna można obserować puls miasta ale w środku jest dość “chłodno”. Espresso niestety nie zachwycało. Samego naparu było za dużo w filiżance co odbijało się na body, które było mocno cienkie. W smaku przebijały się orzechowe akcenty ale zbyt szybka ekstrakcja nie pozwoliła wyciągnąć pełni smaku. Może gdyby bardziej skręcić młynek.

Kawiarnia Fawory (Mickiewicza 21)

zyskało już “szacunek ludzi ulicy” ;-) W środku jest fajnie, swobodnie a na jednej ze ścian jest magiczny cycek przynoszący szczęście, wystarczy potrzeć ;) Ziarna, z jakich w Faworach robią espresso, to też Kofi. Tym razem jednak, poza charakterystycznym wodnistym body i orzechowym posmakiem, bez cytrusowych nutek ale za to z posmakiem goryczki zostającym na podniebieniu. Tak dla odmiany.

WakeCup Cafe (Franciszkańska 1)

to kawiarnia na Muranowie z przyjemnym wnętrzem i pewną dozą tajemniczości. Tajemniczość polegała na tym, że bariści nie chcieli zdradzić z jakiej palarni biorą ziarna. Wiemy tylko, że to singiel z Brazyli :) Singiel ów smakował jak Kofi, i to ten gorszy Kofi czyli wodniste body i mała wyrazistość smaku przeplatana orzechowymi wariacjami.

Podsumowując nasz październikowy spacer nie mogę przestać się zastanawiać nad nagłym wzrostem popularności kaw z Kofi Brandu. Są one dla mnie nijakie, bez specjalnego charakteru. Nie przemawiają one do mnie kompletnie smakowo. Oczywiście mogłem jeszcze nie trafić na dobrze zaparzone espresso z tych ziaren (poza jednym razem w MiTo), ale aż ciężko mi w to uwierzyć.

Podsumowujac kawiarnie, w których byliśmy, klasyfikacja wyglądałaby następująco:

  1. Secret Life Cafe
  2. Kawiarnia Fawory
  3. WakeCup Cafe
  4. Art Cafe

Następne Spacerro zapewne będzie świąteczne chyba, że pogoda znów spłata figla i sprowokuje nas do spacerowania w pięknych okolicznościach przyrody ;)

Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Wrześniowe Spacerro Kawowe - praskie kafki

Całkiem niedawno, bo 29 września (czyli - pisząc te słowa - wczoraj), obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Kawy. W sumie nic to dziwnego. Skoro jest Dzień Bez Majtek, to dlaczego “czarne złoto” miałoby nie mieć swojego święta? Tak się jednak miło złożyło, że na Dzień ów przypadło na kolejne Spacerro Kawowe po warszawskich kawiarniach. Tym razem udaliśmy się na drugą stronę Wisły, aby w praskich klimatach sprawdzić, co podają w filiżankach na Pradze...

meloncafe.jpg

Całkiem niedawno, bo 29 września (czyli - pisząc te słowa - wczoraj), obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Kawy. W sumie nic to dziwnego. Skoro jest Dzień Bez Majtek, to dlaczego “czarne złoto” miałoby nie mieć swojego święta? Tak się jednak miło złożyło, że na Dzień ów przypadło na kolejne Spacerro Kawowe po warszawskich kawiarniach. Tym razem udaliśmy się na drugą stronę Wisły, aby w praskich klimatach sprawdzić, co podają w filiżankach na Pradze. Umknęliśmy tym samym manifestacjom i mogliśmy w spokoju przemieszczać się po wybranych kawiarniach. Trzeba od razu nadmienić, że ceny w kawiarniach na Pradze rządzą. Najdroższe espresso kosztowało 5 zł, a najtańsze, jeśli mnie pamięć nie zawodzi, 4 albo 4,5 zł. Czy niższa cena odbija się na jakości tego, co wyciskają bariści? Jednym słowem - nie, ale po kolei. Oto gdzie byliśmy:

Melon Cafe (ul. Inżynierska 1)

Espresso w Melonie było całkiem przyjemne. Dominował smak gorzkiej czekolady, body jednak było zbyt wodniste. Patrząc na ilość naparu w filiżance, skręcenie młynka “o ząbek” poprawiłoby zarówno smak jak i zachowanie na podniebieniu.

4 Pokoje Coffee & Bar (ul. Wileńska 19)

4 Pokoje to prawie sąsiad dla Melon Cafe. Kawiarnia znajduje się kilkadziesiąt metrów dalej, “zaraz za rogiem” - jak to się zwykło mawiać i nie ma w tym przesady. Tutaj też w filiżance objawił się problem nieco zbyt grubo zmielonej kawy, przez co ilość espresso w filiżance była zbyt duża, a smak stracił na intensywności. Niemniej jednak w kawie dominowała gorzka czekolada, zwieńczona delikatną owocową nutą pod koniec. Całkiem przyjemna kombinacja.

Mucha nie siada (ul. Ząbkowska 38)

Espresso tutaj to zdecydowanie nie był napój dla osób o słabym podniebieniu. Możliwe, że to nawiązanie to złej sławy ulicy, przy której mieści się kawiarnia - twarda kawa dla twardych ludzi. Kawał szatana. Mocna, gorzka czekolada w smaku, ale body - o dziwo - delikatne i aksamitne. Naprawdę ciekawe w smaku.

Cafe Zaraz wracam (ul. Paryska 17)

Ostatni przystanek naszego spaceru wypadł na Saskiej Kępie. Smakowo w podobnych do pozostałych kawiarni klimatach - gorzka czekolada. Lecz w przypadku tego espresso dochodził jeszcze niemiły posmak, który rujnował smak kawy. Może taki urok tych ziaren, nie trafiał on jednak do mnie kompletnie. Trochę szkoda, że zakończenie spaceru nie było udane pod względem kawowym, ale odbiliśmy to sobie bardzo dobrych ciachem. Należało nam się po takim dystansie. ;)

Podsumowując, te cztery praskie kawiarnie były miłą odmianą od lekkich i owocowych kaw, których ostatnio wszędzie pełno. Tamtejsze kawy z racji ich intensywności w smaku mogą nie przypasować każdemu, ale dzięki temu mają swój charakter wpasowujący się w klimat Pragi. Mój ranking z tego Spacerro wygląda następująco:

  1. Mucha nie siada - za smakowego kopa i jednoczesną delikatność na podniebieniu
  2. 4 Pokoje Coffee & Bar - bo kombinacja gorzkiej czekolady i owocowego finiszu bardzo mi się spodobała
  3. Melon Cafe - za intensywność gorzkiej czekolady
  4. Cafe Zaraz Wracam - bo ten niemiły posmak jednak dominował
Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Czerwcowe Spacerro - duszność wszędzie

Czerwcowe Spacerro udało nam się rzutem na taśmę. W ostatni dzień miesiąca, pod czujnym okiem słońca lejącego żar na Warszawę, odwiedziliśmy cztery kawiarnie. Pokonaliśmy straszliwe dystanse, spaliliśmy tysiące kalorii i wypociliśmy litry wody aby zobaczyć gdzie warto napić się espresso.Najlepsze w tym wszystkim było to, że w zasadzie wszystkie kawiarnie stanęły na wysokości zadania nalewając do filiżanek co najmniej poprawną kawę. Ciekawy był też fakt, że tylko jeden z odwiedzonych przez nas lokali fundował owocowe nuty w naparze. Tyle słowem wstępu, czas teraz na to co tygryski (nie tylko na cremie) lubią najbardziej czyli miejsca, w których spożywaliśmy...

MiTo_kawiarnia.jpg

Czerwcowe Spacerro udało nam się rzutem na taśmę. W ostatni dzień miesiąca, pod czujnym okiem słońca lejącego żar na Warszawę, odwiedziliśmy cztery kawiarnie. Pokonaliśmy straszliwe dystanse, spaliliśmy tysiące kalorii i wypociliśmy litry wody aby zobaczyć gdzie warto napić się espresso.Najlepsze w tym wszystkim było to, że w zasadzie wszystkie kawiarnie stanęły na wysokości zadania nalewając do filiżanek co najmniej poprawną kawę. Ciekawy był też fakt, że tylko jeden z odwiedzonych przez nas lokali fundował owocowe nuty w naparze. Tyle słowem wstępu, czas teraz na to co tygryski (nie tylko na cremie) lubią najbardziej czyli miejsca, w których spożywaliśmy:

Pierwszą kawiarnią było MiTo (Waryńskiego 28), a w zasadzie to kawiarnio-księgarnio-galerią - zapowiadało się zatem ciekawie. Espresso z bardzo miłym, kwietnym zapachem i łagodny, jedwabistym body. W smaku delikatny orzech z przyjemnie zbalansowaną goryczką (na początku) i kwaskowatością (na końcu). Ziarna to brazylijski singiel palony w Kofi. Bardzo, bardzo smaczny. Jako ciekawostkę dodam, że MiTo to pierwsza kawiarnia, z tych do których trafiłem, która jest przyjazna Foursquare’owcom. Wpadnijcie, zróbcie check-in’a i cieszcie się bonusem ;)

Dalsze kroki skierowaliśmy ku Take off the Hat (Pańska 98). Słońce dało nam się we znaki więc z radością powitaliśmy chłód panujący w środku kawiarni a już kilka minut później witaliśmy się z espresso. Tutaj też dostaliśmy kawę z czekoladową nutką. Całkiem niezłe ale kwaskowatość zbyt dominowała zahaczając o cierpkość. Nie było tragedii ale wydaje mi się, że można było wycisnąć coś więcej z tych ziaren. Może nieco wyższa temperatura zaparzania by pomogła?

Próbując wygrać z “okiem Saurona” na niebie wsiedliśmy w tramwaj w kierunku ronda z palmą. Wysiedliśmy co prawda przy Smyku aby pożegnać się z 5.29 (brzydkie słowa cisną się na usta gdy pomyślę o likwidacji) ale stamtąd niedaleko już do Cafe Wygodny Rower. Przed kawiarnią rowery, w środku też więc klimaty miłe sercu memu ale czy espresso będzie miłe memu podniebieniu? A i owszem. W smaku gorzka czekolada z taką ulotną nutką cynamonu, smacznie. Ziarna, jak wypatrzyła Magda, z Brazylii.

Ostatni przystanek - Francuska 30 (zgadnijcie adres ;)) to pierwsza kawiarnia po drugiej stronie Wisły w naszych spacerach. Przed kawiarnią spory ogródek i stanowisko baristy więc nie trzeba stać w środku i czekać na kawę. Fajny klimat. Espresso jakie dostaliśmy to jedyne owocowe podczas tego spaceru. Grejpfrutowe w smaku pasowało do takiej pogody działając orzeźwiająco. Ziarna z palarni Kofi ale nie pamiętam kraju pochodzenia albo się nie spytaliśmy. Zwalę to na słońce i udar ;)

Podsumowanie tego Spacerro nie przychodzi mi łatwo. Z miejscem czwartym nie mam problemu natomiast trzy pozostałe kawiarnie to już dylemat, w każdej z nich espresso było super. Osiołkowi w żłoby dano… ale spróbuję:

  1. MiTo - urzekło mnie to espresso, zapachem, smakiem i tym balansem goryczki i kwaskowatości
  2. Francuska 30 - lubię owocowe kawy. Ostatnio miałem przesyt ale przy czterech czekoladowych pod rząd to była przyjemność.
  3. Cafe Wygodny Rower - smaczne espresso, bardzo smaczne nawet. Minimalnie w moim odczuciu “przegrywa” z miejscem drugim przez tą czekoladowatość. Może gdyby upał był mniejszy…
  4. Take off the Hat - espresso porządne ale odstawało mocno od powyższej trójki. Może gdyby nie ta cierpkość.
Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Majowe Spacerro Kawowe

Zgodnie z nową świecką tradycją (nie mylić z ekstradycją ;)) wybraliśmy cztery warszawskie kawiarnie (tak naprawdę to Magda wybrała większość), by zobaczyć, co wycisną nam do filiżanki tamtejsi bariści. To Spacerro powinno otrzymać kryptonim spalony język, ale po kolei.Pierwszą kawiarnią, którą odwiedziliśmy, był Przystanek MDM coffee.bar (Waryńskiego 9). Lokal nieduży, ale całkiem urokliwy. Pierwsze wrażenie, wizualne, po otrzymaniu espresso nie było najlepsze. Wszystko przez cremę, która mimo ładnego jasnobrązowego koloru znikała dość szybko z filiżanki. Na szczęście pierwszy łyk rozwiał obawy. Wyczuwalny smak włoskiego orzecha bardzo przyjemnie działał na podniebienie...

sin_fronteras.jpg

Zgodnie z nową świecką tradycją (nie mylić z ekstradycją ;)) wybraliśmy cztery warszawskie kawiarnie (tak naprawdę to Magda wybrała większość), by zobaczyć, co wycisną nam do filiżanki tamtejsi bariści. To Spacerro powinno otrzymać kryptonim spalony język, ale po kolei.Pierwszą kawiarnią, którą odwiedziliśmy, był Przystanek MDM coffee.bar (Waryńskiego 9). Lokal nieduży, ale całkiem urokliwy. Pierwsze wrażenie, wizualne, po otrzymaniu espresso nie było najlepsze. Wszystko przez cremę, która mimo ładnego jasnobrązowego koloru znikała dość szybko z filiżanki. Na szczęście pierwszy łyk rozwiał obawy. Wyczuwalny smak włoskiego orzecha bardzo przyjemnie działał na podniebienie. Efekt końcowy psuła nieco zbyt mocna goryczka pod koniec łyku. Mimo wszystko, bardzo pozytywne doznania płynęły z filiżanki w Przystanku.

Drugim etapem naszego spaceru była, mieszcząca się przy Hożej 58/60, Dr. Kava. Lokal, poza całkiem ciekawą gablotką z łakociami, nie wyróżnia się niczym specjalnym. Miejsca też tu nie za wiele, ale ponieważ chodziło głównie o kawę, to nie marudziliśmy. Zamówienie na 4 espresso zostało przyjęte i już niebawem dostaliśmy kawę w… małych, plastikowych kubeczkach. Szok! Walory zapachowe zostały zabite wonią plastiku reagującego z gorącą wodą. Na domiar złego espresso zaparzone było w takiej temperaturze, że popaliło nam języki, mimo iż odczekaliśmy dobrych parę minut na dworze. To co zostało nam podane w tym plastikowym naparstku nie nadawało się do wypicia, zarówno ze względu na temperaturę, jak i na kompletny brak jakiegokolwiek smaku, poza goryczą przepalonej kawy.

Plastikowe kubeczki wylądowały w koszu razem z większością zawartości, a my wyruszyliśmy w kierunku PKP Powiśle, aby przywitać się z naparem serwowanym w Małpim Biznesie. Lokal umiejscowiony na dworcu PKP ma swój klimat. Gorzej niestety było z kawą. Tutaj też dostaliśmy espresso o sporo większej temperaturze, niż ta akceptowana przez język. Było ono jednak i tak lepsze od tego z poprzedniej kawiarni, gdyż dało się wyczuć pewne smakowe nutki migdałów. Gdyby tak obniżyć nieco temperaturę w maszynie myślę, że byłoby bardzo ciekawie. Przy okazji, “Małpki” też nie podają kawy w filiżankach (w sumie nieco zrozumiałe, ze względu na specyfikę miejsca), ale przynajmniej serwują ją w fajnych, tekturowych kubeczkach. :-)

Ostatnim przystankiem naszego majowego Spacerro było Sin Fronteras Cafe, mieszczące się w budynku BUW (Dobra 56/66). Ciekawe miejsce, w którym część, i to spora, miejsc siedzących została zastąpiona wiszącymi w postaci hamaków. Czy można zatem w Sin Fronteras pobujać w obłokach przy dobrej kawce? Otóż można. Kawa jest smaczna, idąca w kierunku gorzkiej czekolady, a pod koniec łyku ujawniająca lekkie kwaskowe nuty. Szczerze muszę dodać, że być może jest nawet lepiej, ale przygody w dwóch poprzednich kawiarniach sprawiły, że poparzony język stracił nieco “czucia”.

Podsumowując - było całkiem ciekawie i o dziwo udało się napić espresso, które nie byłoby owocowe. Niestety, to co dostaliśmy w Małpim Biznesie i Dr. Kavie (zwłaszcza w tym drugim) trochę zepsuło nam smakowanie kaw. Z drugiej strony, nie można przecież wiecznie pić samych wybornych shotów. Moje zestawienie z tego Spacerro wygląda następująco:

1. Przystanek MDM coffee.bar 2. Sin Fronteras 3. Małpi Biznes (proszę, obniżcie temperaturę w ekspresie :)) 4. Dr. Kava (chociaż najchętniej to bym zapomniał ;))

Do następnego spotkania.

Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Styczniowy spacerniak kawowy

Pierwszy w nowym roku spacerniak już za nami. Odwiedziliśmy pięć kawiarni, po drodze zahaczając jeszcze o 5.29, więc łącznie wlaliśmy w siebie po sześć filiżanek espresso. Gdzie zatem byliśmy?Zaczęliśmy od Vespa Cafe (Armii Ludowej 14, tuż obok stacji Politechnika). Uprzedzając pytania: tak, nazwa wzięła się od skuterów. Jeden wisi nawet przy suficie, wesoło celując reflektorem w gości pojawiających się w drzwiach. Co natomiast robi espresso w Vespie? Smakuje. Jest lekko kwaskowate (trend ten utrzymuje się zwłaszcza w kawiarniach z ziarnami z Javy), zalatujące smakiem wina. Gdzieś pod koniec pojawiają się delikatne nutki czekolady...

Pierwszy w nowym roku spacerniak już za nami. Odwiedziliśmy pięć kawiarni, po drodze zahaczając jeszcze o 5.29, więc łącznie wlaliśmy w siebie po sześć filiżanek espresso. Gdzie zatem byliśmy?Zaczęliśmy od Vespa Cafe (Armii Ludowej 14, tuż obok stacji Politechnika). Uprzedzając pytania: tak, nazwa wzięła się od skuterów. Jeden wisi nawet przy suficie, wesoło celując reflektorem w gości pojawiających się w drzwiach. Co natomiast robi espresso w Vespie? Smakuje. Jest lekko kwaskowate (trend ten utrzymuje się zwłaszcza w kawiarniach z ziarnami z Javy), zalatujące smakiem wina. Gdzieś pod koniec pojawiają się delikatne nutki czekolady. Jest smacznie, a zatem jest dobrze.

Z Vespa Cafe udaliśmy się do Delikatesów (Marszałkowska 8). Miejsce jest ciekawe, gdyż jest dłuższe niż szersze. Przechodzi przez całą długość kamienicy, w której się znajduje. Jako że Delikatesy przypominają bardziej restaurację (i zapewne nią są), obawialiśmy się, iż to co dostaniemy w filiżance nie będzie specjalnie zachwycające. Okazało się, że niepotrzebnie. Dostaliśmy naprawdę fajne (i nie owocowe) espresso. Dobrze zaparzone, w smaku lekko migdałowe, bez goryczki.

Dziarsko ruszyliśmy Marszałkowską dalej i już pod numerem 27/35 powitało nas Ministerstwo Kawy. W Ministerstwie jest bardzo fajnie i bardzo jasno, a co najważniejsze, jest też świetna kawa. I to nie z Javy. Ziarna pochodzą ze Szwecji, a zaparzone dają przyjemnie orzechową cremę i świetny, owocowy smak (grejpfrut) z czekoladową nutką. Bardzo nam smakowało. :)

Kolejna kawiarnia, do której zawitaliśmy to Karma (Mokotowska 17, wejście od Pl. Zbawiciela). W Karmie ludzi tłum, więc postanowiliśmy wychylić po filiżance przy barze. Ekscytacji przed wypiciem dodał fakt, że Karma sama wypala swoje ziarna. Piec można nawet obejrzeć, bo stoi w głównej sali. Zaserwowane nam espresso było bardzo gorące i bardzo poprawne. Ani dobre ani złe. Było takie w zasadzie nijakie, neutralne w smaku. Może to przez fakt, że pokarało nam języki swoją temperaturą. Nie spodziewaliśmy się tego. :) Niemniej jednak, ciekawa odmiana wśród mocno owocowych lub mocno goryczkowych kaw.

Na koniec odnaleźliśmy Relax Cafe (Złota 8A). Nazwa jak najbardziej nawiązuje do kina, które kiedyś znajdowało się w tym budynku. Natomiast, patrząc na wystrój tej małej kawiarni, ciężko oprzeć się skojarzeniom z zakładem fotograficznym, mieszczącym się tuż obok. Na ścianach wiszą zdjęcia, lampy zrobione są z reflektorów studyjnych, a i z baristą można pogawędzić o fotografii. Espresso w Relaxie było szatańskie. Mocne, goryczkowate, czekolada i pieprz. Zupełnie odmienne od poprzednich, ale również smaczne. To dobrze, że nie każda kawiarnia stawia na “soki owocowe” w swoim kawowym repertuarze.

Czas na podsumowanie. I tutaj mam nie lada orzech do zgryzienia, bo o ile pierwsze miejsce wątpliwości mych nie budzi, co do reszty już tak pewien nie jestem.

  1. Ministerstwo Kawy
  2. Delikatesy
  3. Vespa Cafe
  4. Relax Cafe
  5. Karma

Drugie miejsce szokujące? Może i tak, ale zasłużone. Za smak, za inność. Choć tak naprawdę kawiarnie z miejsc 2-4 powinny zajmować drugie miejsce ex aequo, zaserwowały bowiem naprawdę dobre, zróżnicowane kawy. Karma pod tym względem odstaje nieco za zbyt neutralne w smaku espresso. Niemniej jednak, do któregokolwiek miejsca z powyższej listy byście się nie wybrali, wypicie tamtejszych kaw nie sprawi Wam przykrości.

Tak przy okazji - w 5.29 mają świetne ziarna z Kenii. Wybierzcie się na espresso, bo jest przepyszne.

Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Październikowy spacerniak kawowy

Jesień sprzyja spacerowaniu zwłaszcza jeśli, jak w tym roku, pogoda dopisuje. Dopisała również w ostatnią sobotę października kiedy to postanowiliśmy wyruszyć do kolejnych warszawskich kawiarni i sprawdzić jakie espresso wyczarują nam tamtejsi bariści.Zaczęliśmy od Ethno Cafe. Mieszcząca się w budynku Muzeum Etnograficznego przy Kredytowej 1 kawiarnia zachęcała wystrojem wnętrza. Zamówione espresso dostaliśmy w bardzo fajnej i bardzo grubej filiżance aczkolwiek pojawił się tu pierwszy zgrzyt - na oko kawy było za dużo. Pierwszy łyk i niestety rozczarowanie. Przepalone, gorzkie, zupełnie bez wyrazu espresso zniechęciło nas do tego miejsca. Postanowiliśmy zatem nie zostawać na dłużej tylko ruszyć dalej zabierając na osłodę dodawaną do kawy czekoladkę...

Jesień sprzyja spacerowaniu zwłaszcza jeśli, jak w tym roku, pogoda dopisuje. Dopisała również w ostatnią sobotę października kiedy to postanowiliśmy wyruszyć do kolejnych warszawskich kawiarni i sprawdzić jakie espresso wyczarują nam tamtejsi bariści.Zaczęliśmy od Ethno Cafe. Mieszcząca się w budynku Muzeum Etnograficznego przy Kredytowej 1 kawiarnia zachęcała wystrojem wnętrza. Zamówione espresso dostaliśmy w bardzo fajnej i bardzo grubej filiżance aczkolwiek pojawił się tu pierwszy zgrzyt - na oko kawy było za dużo. Pierwszy łyk i niestety rozczarowanie. Przepalone, gorzkie, zupełnie bez wyrazu espresso zniechęciło nas do tego miejsca. Postanowiliśmy zatem nie zostawać na dłużej tylko ruszyć dalej zabierając na osłodę dodawaną do kawy czekoladkę. Kolejnym etapem spaceru był The Corner przy ul. Pięknej 18 (aczkolwiek po drodze wstąpiliśmy do, jak zawsze super, 5.29 na łyk espresso na drogę). Wnętrze The Corner nie jest tak przytulne jak lubię. Widać, że wyglądem nastawione jest na klientów z pobliskich biurowców aczkolwiek ma fajne smaczki jak na przykład pudełko z kredą i drzwi, na których mogą malować najmłodsi miłośnicy kawiarni. Na pewno nie jest snobistycznie tak jak mi się w kilku opiniach obiło o uszy. Espresso w The Corner było bardzo, bardzo pozytywne. Z cremą w kolorze włoskiego orzecha i lekkim body przyjemnie przemykało po kubkach smakowych. Smakowo kawa podążała za tegoroczną modą mocno uderzając w owocowe, porzeczkowo-cytrusowe nuty z delikatną, czekoladową gorzkością na końcu. Wszystko oczywiście jak najbardziej w porządku nie mniej jednak potrafi się znudzić gdy każda kawiarnia ma kawę w tych samych tonach. Zagryzając ostatni łyk kawy dodawaną do niej małą bezą mieliśmy wyruszyć do Vespa Cafe ale jak zwykle dosięgnął nas pech co do tej kawiarni. Okazało się, że jest ona otwarta do godziny 15 (w sobotę!) i raczej nie będziemy na tyle szybcy aby cofnąć się w czasie. No cóż, może następnym razem nam się uda. Do trzech razy sztuka. Narzekając na czym świat stoi skierowaliśmy kroki do ostatniej kawiarni czyli do Relaksu przy Puławskiej 48. Relaks ma bardzo miłe wnętrze, szczególne wrażenie robią wiszące tam duże plakaty. Jest na czym zawiesić oko. Sam lokal urządzony jest bez zbędnych fajerwerków i mimo, że jest spory to można się w nim poczuć całkiem przytulnie. Relaksowe espresso nie odbiega od standardów smakowych. Przodują owocowe smaki z dodatkiem gorzkości. Zaparzone oczywiście tak, że nie można mieć żadnych zastrzeżeń, z "tygryskiem" na orzechowej cremie. Jeśli chodzi o podsumowanie to co do ostatniego miejsca nie ma wątpliwości - bezsprzecznie Ethno Cafe. Potem jest już gorzej. Gdyby 5.29, do której zajrzeliśmy po drodze brało udział w październikowym rankingu w moim odczuciu by wygrało. Przepyszna kawa i na swój sposób magia tego miejsca sprawiają, że ciężko wybrać inaczej. Ale ponieważ do wyboru jest tylko The Corner i Relaks bardzo ciężko jest mi wyłonić zwycięzcę. Typowałbym tą drugą kawiarnię gdyż wydaje mi się, że ich espresso było delikatnie lepsze w smaku ale The Corner jest tuż tuż. Może remis byłby sprawiedliwszą oceną ;) Liczę, że pozostali uczestnicy spaceru (którzy jak zwykle stawili się w oszałamiającej ilości ;)) w komentarzach napiszą też swoje typy odnośnie wypitych kaw w odwiedzonych kawiarniach.

Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Wrześniowy Festiwal Kawowy

Wakacje się skończyły, skończyły się też żarty. ;) Po dwóch miesiącach spacerowej posuchy wróciliśmy na warszawskie chodniki, prowadzące do kawiarni. Ale wrześniowy spacerniak był nietypowy. Z racji tego, że w terminie planowanym na spacery miało miejsce kawowe święto w postaci Kawa Fest'u, odwiedziliśmy kawiarnie biorące udział w tym wydarzeniu. Zaczęliśmy od Filtrów, gdzie skosztować mi dane było mocno winogronowego cold brew z ziaren etiopskiej Yirgacheffe - świetna rzecz na dobry początek słonecznego dnia. Na drogę wzięliśmy jeszcze latte i ruszyliśmy do 5.29. W tej malutkiej kawiarni z przemiłymi baristami stoczyliśmy espresso battle - 3 mieszkanki, 3 glass shoty i ciężki wybór...

Wakacje się skończyły, skończyły się też żarty. ;) Po dwóch miesiącach spacerowej posuchy wróciliśmy na warszawskie chodniki, prowadzące do kawiarni. Ale wrześniowy spacerniak był nietypowy. Z racji tego, że w terminie planowanym na spacery miało miejsce kawowe święto w postaci Kawa Fest'u, odwiedziliśmy kawiarnie biorące udział w tym wydarzeniu. Zaczęliśmy od Filtrów, gdzie skosztować mi dane było mocno winogronowego cold brew z ziaren etiopskiej Yirgacheffe - świetna rzecz na dobry początek słonecznego dnia. Na drogę wzięliśmy jeszcze latte i ruszyliśmy do 5.29. W tej malutkiej kawiarni z przemiłymi baristami stoczyliśmy espresso battle - 3 mieszkanki, 3 glass shoty i ciężki wybór. Wszystkie 3 strzały bardzo smaczne, bardzo różne, a zwycięzca mógł być tylko jeden. W znajdującej się niedaleko My'o'My nie trafiliśmy czasowo na cup tasting, więc posililiśmy się espresso (i latte), po czym 2/3 naszej spacerowej grupy udało się do domu, a ja postanowiłem odnaleźć, znajdujący się przy Puławskiej, Relaks, co nie okazało się takie proste (chwała Google Maps ;)). W Relaksie w końcu udało mi się wychylić cały kubas kawy zaparzonej w syfonie - bez rewelacji, jeśli chodzi o smak, ale metoda zaparzania widowiskowa, a na deser jeszcze filiżankę tym razem mocno porzeczkowej kawy, zaparzonej metodą cold brew w aparaturze godnej pracowni alchemicznej. Sam Kawa Fest to bardzo fajna inicjatywa i oby z roku na rok się rozrastała, bo fajnie jest pospacerować po kawiarniach i poznawać (smakując) różne techniki zaparzania kawy, w dodatku za rozsądne pieniądze. Smutne jest jednak to, że w biorących udział w Kawa Feście kawiarniach było mało ludzi. Mam nadzieję, że spowodowane było to krążeniem po kawiarniach, a nie słabym zainteresowaniem. Żałuję też, że nie dane mi było zobaczyć procesu wypalania ziaren w Filtrach (mam nadzieję, że udało się w końcu odpalić piec), że nie trafiliśmy z godziną w cup tasting w My'o'My, i że czas nie pozwolił na dotarcie na Francuską 30, gdzie pod czujnym okiem baristów można było porysować mlekiem na kawie. Może za rok czasu będzie więcej. Na koniec wielkie "Dzięki" dla wszystkich przemiłych baristek i baristów, z którymi udało się porozmawiać podczas pobytu w kawiarniach. Do zobaczenia. :)

 

Read More
Kawa Bartek Kawa Bartek

Solberg & Hansen Half & Half - norweskie orzeźwienie

Dzięki uprzejmości przemiłych ludzi z kawiarni Kofeinna, którzy znaleźli w magazynie ostatnie paczki kawy z jednej z najstarszych norweskich palarni - Solberg & Hansen , miałem przyjemność raczyć się mieszanką Half & Half. Owa mieszanka to połączenie ziaren z plantacji brazylijskich i wschodnio-afrykańkich. Na pierwszy ogień ziarna S&H wylądowały w dripie, gdzie nie wzbudziły we mnie jakichś większych emocji. W smaku nie przeważała ani gorycz ani kwaskowatość . Delikatnie dały się wyczuć karmelowe nutki, ale poza tym kawa była nudna. Ciekawiej, duuużo ciekawiej, wyszła z ekspresu ciśnieniowego...

Dzięki uprzejmości przemiłych ludzi z kawiarni Kofeinna, którzy znaleźli w magazynie ostatnie paczki kawy z jednej z najstarszych norweskich palarni - Solberg & Hansen , miałem przyjemność raczyć się mieszanką Half & Half. Owa mieszanka to połączenie ziaren z plantacji brazylijskich i wschodnio-afrykańkich. Na pierwszy ogień ziarna S&H wylądowały w dripie, gdzie nie wzbudziły we mnie jakichś większych emocji. W smaku nie przeważała ani gorycz ani kwaskowatość . Delikatnie dały się wyczuć karmelowe nutki, ale poza tym kawa była nudna. Ciekawiej, duuużo ciekawiej, wyszła z ekspresu ciśnieniowego. Bardzo ładna, jasno-orzechowa i dość  gruba crema oraz jedwabiste body były miłym początkiem doznań smakowych. W smaku mocno zaakcentowane były - tak jak to ostatnio lubię - nuty owocowe (jagody, cytrusy), uzupełnione tłem w postaci gorzkiej czekolady i karmelu. Takie połączenie, zupełnie inne od włoskich mieszanek, w upalne dni działa orzeźwiająco i pobudzająco, natomiast w dni deszczowe (których czerwiec i lipiec nam nie poskąpił) podnosi na duchu jak słońce, prześwitujące przez burzowe chmury.

Half & Half od Solberg & Hansen to obecnie, obok singla Progreso Huila, ulubione ziarna jakimi dotychczas karmiłem młynek. Zdecydowanie polecam. Albo zakup albo - a może przede wszystkim - odwiedziny z Kofeinnie i skosztowanie kaw S&H przeciśniętych przez tamtejszych baristów.

Read More