Internetowa krytyka
Internet to cudowna sprawa. Studnia bez dna wiedzy nieprzebranej, z której dowiedzieć można się wszystkiego. począwszy od tego, że Kopernik nie była kobietą, a kończąc na magicznym wywarze usuwającym ciążę, a mającym w składzie Coca-Colę i ocet. Dla fotografa internet to ziemia obiecana. Social media dzięki którym można dotrzeć do tysięcy nowych odbiorców, internetowe galerie i portfolia, w których można pokazywać swoje prace i umacniać swoją pozycję. Tylko czy aby na pewno?
Krytyka w internecie to trudna sprawa, zwłaszcza dla osoby tą krytkę odbierającej. Anonimowość na łączach może rodzić szczerość, może też być zwykłą złośliwością, odbiciem sobie trudnego dnia w pracy, likwidacji „piętnastki“ lub po prostu próbą podbudowania swojego ego poprzez podkopanie czyjegoś. Ciężko bywa zwłaszcza początkującym fotografom, gdy euforyczna przygoda z robieniem zdjęć napotyka na ostre groty włóczni krytykanckich „fotograferów“. Pamiętam moje początki na plfoto i pierwsze kadry tam umieszczane. Tętno skakało mi do wartości porównywalnych z tymi uzyskiwanymi przez kolarzy na podjazdach górskich odcinków Tour de France. Ocenią pozytywnie czy nie pozostawią suchej nitki? Pokuszą się o bardziej rozbudowaną krytykę czy zadowolą się napisaniem „gniot“? Najgorszy w tym wszystkim był lakonizm. Mało komu chciało się wyjaśniać co można było zrobić inaczej, by następne zdjęcie było lepsze i w zasadzie trudno się temu dziwić. Zdjęć do skrytykowania masa, a czasu nie przybywa. Można oczywiście pomijać fotografie totalnie nieudane i skupić się na tych z potencjałem, napisać czego zabrakło, na co zwrócić uwagę i poprawić to następnym razem, ale wtedy to byłaby pomoc, a tak nie wypada w internetach. Trzeba by, o zgrozo, wniknąć trochę głębiej w to co autor chciał pokazać i głupio wtedy skupiać się tylko na dystorsjach obiektywu, nieostrości i tandetnym szumie (co z tego, ze z kliszy).
Łatwo wtedy podupaść na duchu, zgasić w sobie zapał do robienia zdjęć, bo po co robić coś co za każdym razem wali kupą, wrzucić aparat do szafy i zajać się czymś innym. Na przykład krytyką w internecie. Na szczęście yin ma swoje yang, równowaga musi być zachowana w przyrodzie, więc potężna dawka "hejtu" spotyka się z ogromną dawką miłości od osób, które bezwarunkowo i szczerze będą „lofciać“ każde zdjęcie. Część z nich motywuje budowanie TWA - Towarzystwa Wzajemnej Adoracji, ponieważ obecnych czasach każdy plusik, like itp. jest na wagę złota. Część z nich stanowią bliżsi lub dalsi znajomi, którym głupio powiedzieć, że „Sorry zią, ale…“. Nazywam to „syndromem mamy“, bo większość mam zawsze pochwali twórczość swojego dziecka. W moim przypadku pojawia się tutaj pewna złośliwość natury, możliwe, że też tak macie. O ile do wyżej wspomnianej krytyki się przyzwyczaiłem, nauczyłem się oddzielać ziarno od plew to w przypadku dobrego słowa mam z tym kłopot. Wydaje mi się, że ktoś mi kadzi abym później zrewanżował się tym samym, lub po prostu nie chce powiedzieć mi gorzkich słów prawdy.
Jestem zresztą prawie pewny, że obecnie w sieci dużo łatwiej o przesłodkie komentarze czy oceny, niż nawet tego plfotowego gniota. Przecież tak prosto kliknąć na ikonkę. Słodycz więc leje się rzeką, a od nadmiaru słodkości jak wiadomo psują się zęby. Łatwo więc wbić się w przekonanie o wysokim poziomie swojej fotografii, spocząć na laurach, przestać się uczyć, a kto się nie rozwija, ten się cofa. Wniosek nasuwa się zatem prosty. Warto korzystać z dobrodziejstw sieci i publikować swoje fotografie może nie wszędzie, ale w paru miejscach, podchodząc jednak do tych miejsc z dystansem. Nie brać mocno do serca słów krytyki (zwłaszcza gdy ta krytyka to jedno słowo) i spryskiwać się zimną wodą gdy sypią się „lajki“ i zdjęcie ma swoje pięć minut, ponieważ może być to faktycznie tylko pięć minut. Znaleźć złoty środek, w którym zarówno słowa krytyki jak i uwielbienia będą motywować do tworzenia jeszcze lepszych fotografii. Najlepiej jednak znaleźć osoby, z którymi można usiąść przy stole i twarzą w twarz porozmawiać o swojej pracy. Gdy są to osoby, które znacie i których prace cenicie to już w ogóle piękna sprawa. Ale przede wszystkim nie obrażać się na słowa szczerej, pomocnej krytyki, bo ona też nie jest łatwa do przekazania.
Tak na koniec przypomniał mi się portal fotograficzny 1x. Co by nie pisać o tym miejscu, dobrego czy złego, to miał on jedną genialną rzecz - właśnie krytykę. Rzeczową, konkretną, czasami urastającą wręcz do elaboratów. Komentarze typu „Słabe“ lub „Podoba mi się“ były kasowane. Spodobało się, uzasadnij. Uważasz, że jest słabe? Napisz dlaczego tak uważasz, wypunktuj. Co więcej, bez powyższej aktywności nie można było wgrywać swoich zdjęć i tym samym liczyć na opinie innych. Dawno nie byłem na tym portalu więc mogło się tam sporo pozmieniać, mam jednak nadzieję, że powyższa idea wymiany poglądów przetrwała, bo tak powinno wyglądać krytykowanie w internecie.